Trochę gadam z ludźmi tutaj i coraz częściej zadaję sobie pytanie czy to nie jest tak, że nie czuję się little przez to że nie mam żadnego większego rozróżnienia na dorosłe i dziecięce motywy. Wszystko co robię dla mnie jest dorosłe bo jestem dorosła. Lubię bajki bo są lekkie, dobrze się je ogląda przez oprawy graficzne- nie mam w tym skojarzeń z dzieciństwem. Używanie zdrobnień, tworzenie neologizmów, slangów (eg. "Fcinka" zamiast zdrobnienia dziewczynka o mnie, niam niam, okumiłek/okumiłka, proszu) tworzą pewną intymność, wyodrębniają relację prywatną ze społecznej. Nie są dla mnie niczym infantylnym, są narzędziem. Pluszaki ujmują estetycznie, wyrównują moją deformację gdy leżę. Nie są niczym dziecinnym to sztuka użytkowa. Jak mogłabym czuć się dzieckiem skoro nie ma nic dziecinnego w tych rzeczach? A relacja? Każda powinna się opierać o troskę, zaufanie, wzajemną pielęgnacje i doglądanie siebie. Nie potrzebuję do tego daddy/mommy bo wybiorę sobie tylko taką osobę która mi to zapewni. Nigdy nikt mi nie dał odczuć że to co robię jest dziecinne w rozumieniu nie przystoi. Kto mnie zna wie że mam taki vibe, że nie sposób umieścić mnie w ramę. Chętnie zobaczę pod tym wpisem to jak Wy siebie odbieracie jako little/caregiver i ogólnie wasze doświadczenia. To niesamowicie fascynujące zagadnienie.

#rozkmina #pytanie